Człowiek z kamiennej wieży
Wieża góruje nad santockim krajobrazem. Stoi w miejscu krzyżackiego zamku, stąd jej kształt.
W dole połyskuje Warta, po lewej łącząca się z Notecią; wzdłuż brzegów rzek czerwienią się dachy domostw ukrytych w zieleni. Po drugiej stronie Warty widać wyraźne wybrzuszenie terenu. To miejsce w którym przez stulecia istniała ważna warownia. Była ona kluczem i strażnicą Królestwa, jak pisał o niej we wczesnym średniowieczu Gall Anonim.
W końcu XV wieku Santok stracił na znaczeniu. W 1731 roku po wielkiej powodzi Warta zmieniła bieg. Wówczas przeniesiono osadę na prawy, wyższy brzeg. W następnych latach wieś rozbudowywała się i dziś rozciąga na przestrzeni kilku kilometrów, między korytami rzek a skarpą. Jest zapleczem Gorzowa, dawniej Landsbergu (Warthe). Zaiste malowniczy widok roztacza się dzisiaj z wieży na rozwidlenie rzek, pobliskie parowy, wyjątkowo porosłe tego lata wysokimi trawami oraz na wyróżniające się z pospolitego tła zabytkowe budowle – dzwonnicę i neogotycki kościół.
W takim przepięknym, miejscu naznaczonym ponad tysiącletnią historią ma swoją pracownię‐galerię Jerzy Gąsiorek zwany Gąsiorem, dawniej pedagog, wystawiennik, architekt wnętrz a dziś przede wszystkim rzeźbiarz, poeta i pastelista, skupiający swoją uwagę na dookolnej okolicy i jej historii. Jego rysunki zdobią corocznie wydawane kalendarze a wiersze, zdjęcia i pastele, okolicznościowe wydawnictwa propagujące piękno ziemi santockiej. Natomiast część jego dorobku rzeźbiarskiego stale krąży po wystawach a pozostałe prace wypełniają trzy poziomy wieży, ciesząc coraz liczniejszych gości przybywających najczęściej z okolicznego Gorzowa Wielkopolskiego, ale i innych regionów kraju i zagranicy. Ostatnio byli Duńczycy, Włoch z Polką mieszkający w Heidelbergu i Ślązacy, których artysta zauważył stojących na wzgórzu i zaprosił do środka.
Gąsior, którego znam od lat 70., jest aktywny jak dawniej. Żywo reaguje na zmiany zachodzące w przestrzeni miejskiej Gorzowa. Pomstuje na projektantów wysokiego muru na bulwarze oddzielającego rzekę od mieszkańców, chwali architektów kościoła pw. Pierwszych Męczenników Polski i poznańskiego rzeźbiarza Jacka Nowaka, autora m. in. monumentalnej figury Chrystusa wiszącej w prezbiterium i dużych płaskorzeźb z drewna, ukazujących drogę krzyżową, zawieszonych na filarach po obu stronach nawy głównej.
Jerzy nic się nie zmienił od czasów, gdy kierował gorzowskim BWA. (Wtedy mówił: ”Ze mną można się dogadać, jestem elastyczny, otwarty na propozycje. Ale co na to poradzę, że zawsze mam rację”.) Był i pozostał pasjonatem, człowiekiem gołębiego serca. Z tym, że dzisiaj żyje jak wolny ptak i więcej niż dawniej pracuje twórczo. Jest bezpretensjonalnym człowiekiem, nikogo nie udaje, na nic się nie sili. Jest sobą i takie bardzo osobiste, i autentyczne są wszystkie jego prace — wiersze, pastele i rzeźby.
Te ostatnie zapełniają ściany, belki, półki i zakamarki wszystkich pomieszczeń jego królestwa. Najniżej, w części podziemnej znajdują się kompozycje najcięższego kalibru, martyrologiczno‐nokturnowe: Kursk, poświęcony marynarzom, którzy zginęli w łodzi podwodnej, Łazarz, Przesłuchanie, jedna z Pasji, o dużej sile rażenia odbiorcy. Straszni są nawet Misjonarz i Wieszcz.
Gość nastraja się minorowo już podczas schodzenia do podziemi, kiedy mija znajdujące się na ścianach kompozycje „wojenne”. A gdy wie, że w latach 30. ubiegłego wieku naziści przechowywali tam cztery szkielety, rzekomo średniowiecznych wojów magdeburskich, którzy – według propagandy niemieckiej – już 700 lat temu wylali swoją krew za niemiecki Wschód, to ma zamiar szybko przenieść się na wyższe poziomy wieży.
Część środkowa służy do mieszkania, ale i w niej znajdują się „gąsiory” właściciela, m. in. Ukrzyżowany w otoczeniu aniołów, gotowi za moment przenieść się do nieba. I wreszcie część najwyższa, najprzestronniejsza, na zewnątrz „otwarta” na rozległe krajobrazy, a od wewnątrz na sferę niebiańską, sacrum i przeżycia duchowe związane ze sztuką. Tutaj człowiek zdaje się być zawieszony w powietrzu. Jakby wieżę od wewnątrz unosiły anioły, duże wspierające stropowe belki, i małe, jak ptaki przysiadłe po dachem, pojedynczo i grupami. Pomagają im podfruwające do okien garłacze i kosy. Wyżej już tylko/bociany i chmury jak pisze Gąsiorek w wierszu „Wieża”.
Atmosferę oderwania od spraw ziemskich a skupienia na Niebieskich, oprócz licznych aniołów (z sercami – dla zakochanych; z dzwonkami – radość zwiastujących, z kluczami – od sekretów) tworzą kapliczki, Grupa pasji i Syn marnotrawny, obiekty odwołujące się do symboliki chrześcijańskiej. Oglądając tego rodzaju prace widać wyraźnie, iż Gąsiorek od wczesnych lat 60. zafascynowany Hasiorem i jego sztuką wyzwolił się spod jego wpływu. Znawcy o różnicach między tymi autorami wiedzieli już co najmniej od lat 90.
Myślę, że przełomowymi wystawami dla recepcji prac gorzowskiego artysty były dwie ekspozycje zbiorowe: IX Biennale Sztuki Sakralnej „Sacrum 2000”, BWA Gorzów Wlkp. oraz Hasior i konteksty, Muzeum Sztuki Współczesnej, Radom, 2006. Na pierwszej znalazły się Moja ikona, w której autor za pomocą minimalnych zabiegów, kawałków drutu i spękanych desek przywołał kompozycyjny układ Matki Boskiej z Dzieciątkiem oraz Exodus, instalacja poświęcona uchodźcom, składająca się z kół chłopskiego wozu, nieznacznie obrobionych, zużytych desek i zgrzebnej tkaniny. Ta praca – pisałem przed kilku laty — „ewokowała i dramatyczną sytuację egzystencjalną – podróż w nieznane, i zarazem jakby uskrzydlenie przedstawionej sylwetowo rodziny, a więc wywyższenie poniżonych”.
Podobnie oszczędne, wykonane z drewna i materiałów używanych na wsi (blacha, podkowa, tasak, fragment czaszki wołu i łańcuchy) były Chrystus, Requiem dla wołu i Femme fatale eksponowane na głośnej wystawie Hasior i konteksty, prezentowanej w kilku miastach.
Obecnie gorzowsko‐santocki artysta pracuje w swojej ulubionej technice podrzeźbiania i asamblażu. Fascynuje go struktura drewna i rzeczy zużyte w codziennej pracy na prowincji, podniszczone przez czas.
Rzeźby moje siermiężne
jak życie co mnie doświadczało
złożone z desek przez
wiatr i deszcz wychłostane
z blach co je rdza pokryła
tworzone z chwil smutku
i chwil radości
te mi muzą były
wierniejszą od kobiet
Z tomiku Dlaczego, Gorzów Wlkp. 2003
Wiele z nich to już przedmioty etnograficzne. W przeciwieństwie to barokowo rozrzutnego Hasiora,
posługującego się barwnymi materiałami i kiczowatymi rekwizytami Gąsior jest ascetyczny i surowy. Zakorzeniony w tradycji wiejskiej z jej kultem pracy fizycznej i chrześcijańską obrzędowością, tworzy syntetyczne przedstawienia często odnoszące się do wątków religijnych. Ale równie często owe znaki i symbole — jak anielskie skrzydła — unoszą przekazy jego obiektów w sferę uniwersalną, najgłębszych ludzkich doznań, niekoniecznie wiążących się z przeżyciem religijnym.