Dopokąd idę
Rozmowa z Czesławem Niemenem, piosenkarzem i kompozytorem
— Jest pan projektantem okładek do własnych płyt. Co pana skłoniło do tego rodzaju twórczości? Czy wiąże się ona tylko z chęcią nadania własnym produktom pełnego autorstwa?
— Nie stawiam sobie za cel realizacji samego siebie za wszelką cenę. Tak się utarło, że okładka płyty jest etykietą informacyjną, reklamującą głównie nazwisko, a najczęściej aż „do bólu” przystojnie upozowany portret wykonawcy. Oczywiście w takich wypadkach chodzi o walory komercyjne „towaru”. Skoro jednak musi istnieć handel sztuką, to czy koniecznie musimy wpychać nabywcom wciąż powtarzające się banały…? Widząc związek obrazu z muzyką staram się dopowiadać emocjonalną formę głównego napięcia muzycznego poprzez ilustracje plastyczne. l aby zachować wierność własnemu smakowi — wykonuję je sam.
— Po płycie „Aerolit” nagrał pan longplay „Katharsis”. Jakie były przyczyny powstania płyty tzw. autorskiej?
— „Katharsis” jest pierwszą muzyką teatralną jaką napisałem za namową reżysera Bernarda Forda‐Hanaoki do dramatu Juliusza Słowackiego „Mindowe”. Smutek i zwątpienie w świętość prawa natury, raczącego nas nieubłaganym przemijaniem to główny motyw płyty. Jest to również protest przeciwko tym wszystkim, którzy wykazując złą wolę, w sposób bezmyślny lub wręcz z premedytacją niszczą wszystko co nosi w sobie znamiona życia.
Album ten jest poświęcony pamięci mojego serdecznego przyjaciela Piotra Dziemskiego. Piotr umarł mając 22 lata w sposób tak dalece niedorzeczny, że wciąż nie mogę się z tym pogodzić. Dopatruję się tu winy ludzi (lekarzy), którzy dokonując wydawałoby się, łatwego zabiegu chirurgicznego zapomnieli o powołaniu, traktując swoje zajęcie jako wyrachowaną, zimną konieczność zawodową. Smutne refleksje nasuwają się same. Czyż nie przesadzamy w swej próżności wychwalając geniusz ludzki, który przecież nie jest czymś absolutnym, skoro w naszym działaniu popełniamy tak wiele karygodnych błędów.
— Czy przed przystąpieniem do komponowania muzyki, powiedzmy, „koncertowej”, filmowej lub teatralnej ma pan skrystalizowaną wizję dzieła, czy tylko jego zarys, a dzieło ostatecznie powstaje w trakcie technicznego wykonania?
— Muzyka filmowa czy teatralna jest muzyką programową dlatego nie rozgraniczam jej. Realizuję ją tą samą techniką. W porozumieniu z reżyserem szkicuję sobie najważniejsze momenty, te które według niego powinny być podkreślone, a później podczas komponowania, staram się treści zawartej w słówie nie skłócić z treścią muzyczną. Ostateczny kształt utworu zapisany jest dopiero podczas nagrania. Natomiast podczas koncertu każde wykonanie jest inne, oczywiście z wyjątkiem schematów zaprogramowanych. Owa inność wynika z momentów dopuszczających improwizacje.
— Czy więcej satysfakcji twórczych daje panu samo komponowanie, czy odtwarzanie muzyki na koncertach?
— Samo koncertowanie przysparza więcej emocji, gdyż istnieje możliwość rozszerzania koncepcji na żywo. Najczęściej istnieją jednak obiektywne przeszkody typu organizacyjnego, które ograniczają taką twórczość, np. nieodpowiednia akustyka sali. Najwięcej zadowolenia daje mi nagrywanie na taśmę.
— Pozwoli pan, że przejdziemy teraz do tekstów pańskich kompozycji. Jak wiadomo komponuje pan muzykę głównie do utworów Cypriana K. Norwida. Wydaje mi się, iż od pewnego czasu występuje nieprzystawalność tekstów do muzyki, która rozrasta się i monumentalizuje, Niemena‐wokalistę przytłacza Niemen‐instrumentalista. Wiersze zdają się być jedynie pretekstem do snucia własnych wizji. Na koncercie w poznańskiej Auli Uniwersyteckiej prawie zupełnie nie można było zrozumieć słów, do odbiorcy docierały jedynie pojedyncze wyrazy takie jak: „ludzkość” i „człowiek”.
— O słowo dbam teraz bardziej niż dawniej. Aula posiada akustykę nieodpowiednią dla muzyki, którą gramy: „rozmywają się” zwłaszcza niskie częstotliwości. Było to bezpośrednim powodem zamazania obrazu fonicznego a tym samym i muzycznego. Jeśli zaś chodzi o nieprzystawalność tekstu do muzyki, to poczynił pan, uważam, poważny zarzut, z którym oczywiście nie zgadzam się. Osądzano mnie już nieraz od czci i wiary za szarganie świętości. Pewna szanująca się pani nawet wybąkała „pracę myślową” o tym jak to „skutecznie unicestwiam” poezję Cypriana Norwida. A przecież Norwid wyraził swój pogląd dostatecznie jasno na ten temat, np. w wierszu „Do panny Józefy z Korczewa”:
Pani bo jesteś z takiego klasztoru,
Gdzie ścianę z ścianą
Gdy połączono, to cięcie
t o p o r u
Za zbrodnię miano.
Podwalin nie ma, bo deptać
je trzeba,
Ni schodów wyżej;
Ale poręcze sięgają do nieba
Jestem zdania, że twórczość nie wynikająca z pobudek komercyjnego interesu powstaje z potrzeby dociekania Prawdy, która jest jedna, więc kto chociaż raz postanowił jej bronić, od zamiaru swego już nigdy nie odstąpi. Dlatego tekst w mojej muzyce nie jest pretekstem, lecz duszą, a muzyka manifestacją solidarności
z myślami Poety.
— Nie kusi pana, by podążać za światową modą zamiast być wiernym własnemu stylowi czy jak chcą niektórzy, własnej manierze? Czy ma pan w ogóle świadomość własnego stylu, czy powiedzmy szerzej, własnej drogi twórczej?
— Z pogoni za modą zrezygnowałem dość dawno. Moda jest dla tych, co chcą zarobić. Natomiast własny styl?… Wciąż go kształtuję… Słowo i dźwięk posiadają swoją logikę z pozoru tylko nieuchwytną, zwłaszcza kiedy estetyka formy sięga zjawisk metafizycznych. Publiczność uskarża się na „ciemność mowy”, na obcość dźwięku, odchodzi zawiedziona. Prawdą więc jest, że „myślenie ma przyszłość”, gdyż jak do tej pory nie miało teraźniejszości. Moim credo jest fragment z „Promethidiona”, „Pochwała pracy” — utwór puentujący album „Desperatio et Credo”.
Bo nie jest światło, by pod korcem stało
Ani sól ziemi do przypraw
kuchennych,
Bo piękno na to jest, by
zachwycało
Do pracy — praca, by się
zmartwychwstało.
Cała sztuka korzeniami wyrasta z pracy ludu. Mam kilka płyt z nagraniami muzyki ludowej różnych narodów. Rzecz zdumiewająca, lecz np. muzykę ludową z wyspy Bali można porównać z najbardziej zaawansowaną muzyką konkretną lub aleatoryczną a ludowy muzyk z Afganistanu może być najlepszym wzorem dla najdoskonalszych improwizatorów światowego jazzu. Rodzaj sztuki jaki tworzę nazywam „pozytywizmem relatywnym”. Nie polega on na jednostronnym zachwalaniu radosnych chwil naszego życia, lecz głęboko odzwierciedla stany emocjonalne człowieka, z których za najbardziej pozytywistyczny uważam wnikliwą samokrytykę naszego działania.
— Słuchając ostatnich pana utworów mam wrażenie, iż komponuje pan raczej, by tak rzec, dla siebie, a nie dla odbiorcy lubiącego muzykę popularną.
— Za dużo jest piosenkarzy, piosenkarek, którzy lubią sobie pośpiewać. Stosunkowo łatwa możliwość znalezienia się na piedestale każe im często nie przebierać w środkach, w dążeniu do celu. Mamże jeszcze ja przyczyniać się do i tak już zepsutego gustu, szerokiej rzeszy miłośników „rozrywki”?
— Czy to co robi pan obecnie jest według pana muzyką poważną czy rozrywkową?
— Jeżeli są ludzie dla których rozrywką jest myślenie, to nie mam nic przeciwko określaniu mojej muzyki mianem rozrywkowej.
— Środki masowego przekazu niezbyt pana rozpieszczają, zwłaszcza telewizja…
— Po co mają transmitować mój występ, kontrowersyjny w końcu, skoro mogą dać występ zespołu nijakiego, który nikogo nic nie obchodzi. Nie kwapię się do występów w telewizji, ale to czy będę występował zależy w dużej mierze od tolerancji mecenasów.
— A jak wygląda sytuacja na rynkach zachodnich? Nagrał pan dla „Columbii” płytę w języku angielskim, która była rozprowadzana w Wielkiej Brytanii.
— To co zrobiono dla lansowania tej płyty w Anglii było kroplą w morzu. Szowinizm panujący w Anglii, która pragnie przewodzić w show biznesie, wręcz uniemożliwia komuś obcemu wejście na rynek. Do takiego stanu rzeczy przyczyniają się głównie związki zawodowe. Nadto moje utwory są kijem w mrowisko zaśniedziałych poglądów Anglików. Ameryka jest bardziej liberalna. Lecz aby robić muzykę nie muszę jeździć ani do USA, ani do Anglii.
Więcej rozmów z ludźmi sztuki przeprowadzonych przez Andrzeja Haegenbartha znajduje się w książce „Być artystą!”. Wydawnictwo „Viola Books”, Poznań 1994
Dzien dobry (przepraszam za brak polskich znakow) Szanowny Panie Andrzeju . Z wielka i nieklamana ochota siegam do panskiej pracy wydawniczej „Byc artysta” Na przyklad dzis wczesnym rankiem. Jestem milosnikiem tworczosci Czeslawa Niemena lecz portrety np Hasiora, Smolenia, Kobylinskiego etc. sa znakomitymi „pigulkami, kospektami,… „niezbednej wiedzy o Artyscie… By zrozumiec poete trzeba wejsc do kraju Jego — Gomulicki. Pozdrawiam Serdecznie. Stach