Miłośnik kobiet i Poznania
Piotr Stasik — „Merkuriusz” 04 ’08
Miał dwie godne pozazdroszczenia pasje, które potrafił z sukcesem utrwalić na papierze i płótnie. W ostatnim okresie, pomimo ciężkiej choroby, intensywnie pracował nad stale rozszerzanym cyklem Poznań mon amour; przygotowywał wystawy indywidualne; niemal do ostatniej chwili pisał o swoim życiu i fotografii do planowanej książki‐albumu. Zmarł nagle 29 stycznia br., dwa tygodnie po ostatniej ekspozycji indywidualnej w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu.
Na wystawie tej Piotr Stasik, bo o nim mowa, okazał się przede wszystkim piewcą poznańskich wedut oraz autorem metaforycznych Manekinów i eksperymentalnych Fotoobrazów. Zdecydowaną większość kompozycji wydrukowano w sepii i niewiele z nich było erotykami. A przecież Stasik to nade wszystko wielbiciel kobiecości, który tworzył znakomite szaro‐brązowe prace obszernego cyklu Dreams of glass, i autor bawiący się – jak mówił – kolorem. Najlepsze kompozycje barwne usytuował w zestawie Visible world i również one, podobnie jak poprzednie, są erotykami.
Rozpatrując sztukę Stasika warto wiedzieć, że odwoływał się – z wyjątkiem niezbyt udanego cyklu Salome – wyłącznie do intuicji, swoich przeczuć, marzeń i lęków; wiedza kulturowa wydawała się być dla niego balastem, ciągnącym go w stronę tradycji, znanych rozwiązań, opatrzonych symboli, dlatego wolał z niej nie korzystać. Stąd zapewne wieloznaczność jego kompozycji i ich emocjonalna gęstość.
Poznański fotografik po pierwsze – był autorem szeroko rozumianych aktów i portretów, a po wtóre – co potwierdza jego przyjaciel Karol Bąk, znakomity malarz – stale eksperymentował. Mogłem się o tym przekonać osobiście, ponieważ dzięki uprzejmości przede wszystkim Agaty Stasik, córki artysty, Janusza Nowackiego oraz Władysława Nielipińskiego z Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu miałem możliwość zapoznać się z prawie całą spuścizną artysty, a na pewno z jego najważniejszymi pracami.
Moją uwagę zwróciły pozornie nieefektowne prace ze wspomnianego cyklu Dreams of glass, wykonane bez udziału komputera. Są to tzw. podwójne lub potrójne ekspozycje, czyli nałożone na siebie pojedyncze obrazy. Sprawiają wrażenie swobodnych szkiców malarskich, choć scalają mechanicznie zarejestrowane akty z przenikającymi je efektami manualnymi.
Interesujące są zarówno złożone, niejasne przedstawienia diagonalne lub kompozycje, gdzie ułożenia postaci zakłócają kształt prostokąta, usytuowane wśród zgeometryzowanych elementów luster, jak i niby proste fotografie powielonych ciał i dynamicznego, rozświetlającego tła. Stanowią one pożywkę dla wyobraźni odbiorcy, który może zaproponowane przez artystę kompozycje dopełniać i rozwijać.
Wśród prac z tego cyklu warto zapoznać się z fotografiami z roku 1992 przedstawiającymi skrzypaczkę. W czytelny sposób ukazują one zmysłowe piękno zwykłej, nie idealizowanej kobiety.
Natomiast prace barwne z rozległego zestawu Ewa (kobieta z kwiatem anturium) przekonująco unaoczniają słowa Michela de Montaigne’a, że człowiek w każdej okoliczności jest przedziwnie i cudownie cielesny. Fotografika, jak się wydaje, szczególnie interesowała zagadkowa rzeczywistość ludzkiej cielesności oraz ulotność piękna, której dał wyraz w wielu zachwycających kompozycjach z cyklu Visible world, zestawiając obnażoną, delikatną postać kobiety z niszczejącą materią ściany.
Niewątpliwie do osiągnięć artystycznych Stasika trzeba zaliczyć Manekiny i niektóre Fotoobrazy ulokowane przez autora w cyklu Tożsamości oszukane. Artysta z warsztatową swobodą operując dwoma podstawowymi kategoriami przedmiotów: światem ludzi i światem rzeczy daje wyraz niejasnym przeczuciom i lękom. Z jednej strony – dotyczą one dwoistości natury ludzkiej, a z drugiej – granic człowieczeństwa.
Z braku miejsca nie mogę tutaj tej interesującej tematyki rozwinąć, muszę bowiem choć skrótowo wspomnieć jeszcze o ostatnim cyklu artysty, nad którym pracował aż do śmierci, a mianowicie o Poznań mon amour. Jest to miasto mniej znanych ulic, widzianych z oddali kościołów, intrygujących budowli, dawnej i nowej architektury. Fotografik, po mistrzowsku wykorzystując grę świateł i cieni z fotografii wyjściowej, niekiedy postarza lub zmiękcza fragmenty przedstawienia, a następnie z wyczuciem wprowadza nikłe kolory, które połączone z sepią dają wyrafinowane efekty wizualne. W uzyskaniu odpowiedniego klimatu współcześnie przecież „zdejmowanych” miejskich pejzaży pomagają specyficzne ramki – stosowane przez Stasika – okalające przedstawione widoki. Te nieregularne pasy lub brązowe odbicia z zaciekami i innymi pozostawionymi śladami, nałożone na kadr fotograficzny dookreślają to, co uchwycone aparatem. Szkicowy, jakby odręczny charakter obramień, skontrastowany z mechanicznie zarejestrowanym obrazem, akcentuje szczerość i spontaniczność wypowiedzi artystycznej. Rodzaj zastosowanych ram przyczynia się jeszcze do podkreślenia kwestii, do której – jak się wydaje – artysta przykładał duże znaczenie, a mianowicie lokowania się kompozycji w bezczasowości.
Kiedy oglądamy weduty Stasika, na pierwszy rzut oka wydają się one postarzałe, jak gdyby pochodziły z zamierzchłych epok, ale to mylne wrażenie. Można bowiem powiedzieć, że pomimo asymetrii między przeszłością a teraźniejszością (na korzyść pierwszej) uwieczniają one widoki miasta. Te kompozycje, jak i najlepsze prace z pozostałych cykli, nie będą się starzeć, lecz – mam taką nadzieję – zaistnieją w świadomości oglądających je widzów, nie tylko mieszkańców Poznania, na wiele długich lat.