Poszukiwacz piękna
Maciej Mańkowski „Merkuriusz” 03 ’08
Maciej Mańkowski równie swobodnie porusza się w świecie reklamy, jak i fotografii stricte artystycznej. Trafia w swój czas, a jednocześnie wyróżnia się oryginalnym stylem. Jest jednym z najciekawszych i najbardziej znanych poznańskich fotografików.
W świadomości społecznej zaistniał w latach 80. jako autor nadrealistycznych konceptów, drapieżnych zestawień, zaskakujących portretów oraz fotografii plenerowych, w większym stopniu niż inne prace ukazujących iluzoryczną krainę nieziemsko pięknych dziewcząt i krajobrazów. Już wtedy ograniczał rekwizyty, niekiedy powiększając je do nadnaturalnych rozmiarów; jego starannie zakomponowane dzieła cechowała naturalność i kolorystyczny przepych. Większość wykonanych fotogramów Mańkowskiego sprawiała wrażenie, jakby wyszła spod ręki wyrafinowanego malarza (warto zwrócić uwagę na nietknięty komputerem podwójny portret Ewy Wycichowskiej). Obecnie w swoich pracach wykorzystuje odcienie sepii kojarzące się z grafiką.
Od początku drogi twórczej najbardziej interesował go człowiek – stąd wiele wizerunków i kryptowizerunków. Ta fascynacja nie tylko przetrwała do dzisiaj, ale nadal jest pierwszoplanowa. Portret – zdaniem Mańkowskiego – jest esencją fotografii. W nim, mówi, skupiają się wszystkie jej problemy: estetyka, forma, literatura i nawet filozofia. Najtrudniejsze jest jednak uchwycenie magii, jaka powstaje podczas sesji zdjęciowej. Ostatnio stale krążę wokół portretu, ponieważ człowiek idealnie nadaje się do kreacji. Jest nie tylko swoistą rzeźbą, ale ta fascynująca forma w dodatku żyje i ma coś, co można z niej wydobyć za pomocą aparatu fotograficznego.
Po wielu efektownych i zaskakujących pracach barwnych, w końcu lat 90. artysta zaskoczył wszystkich czarno‐białym cyklem „Metafory”. Tworzące go kompozycje zbudował za pomocą oszczędnych środków, a centralną postać baletnicy potraktował jak jeden z elementów przedstawienia. Ciało, wyglądające jak rzeźba, wyraźnie różniło się rodzajem materii od tła i rekwizytów.
Fotografika w przypadku „Metafor” zupełnie nie interesowało portretowanie występującej osoby, do czego przyzwyczaił wcześniej zwolenników swojej twórczości. Moim zdaniem, przed oczami widzów snuł niejasną opowieść, podobnie jak choreograf w Teatrze Tańca lub pantomimie. Od drugiej połowy lat 90. poznański artysta zaczął specjalizować się w realizacji ściennych kalendarzy wieloplanszowych. W powstałych wówczas pracach autorowi najbardziej zależało na wyeksponowaniu wykonanych przez siebie portretów. Najnowsze, w pełni autorskie kalendarze integrują główny element przedstawienia (fotografię) z tłem (opracowaniem graficznym).
W ten sposób Mańkowski zrealizował kalendarz Instalprojekt 2007, w którym zastosował – potraktowane indywidualnie – modne obecnie motywy barokowe. Poprzez miksowanie, przekształcanie czy łączenie ornamentów zbudował – jak malarz na płótnie – kilkuwarstwową materię, w którą jakby wtopił fotografię. Zdjęcia intrygowały zaskakującą pozą modelki, pomysłem realizacyjnym, niejasnym na pierwszy rzut oka tematem lub zagadkową symboliką.
Obecnie Mańkowski nadal specjalizuje się w realizacji oryginalnych kalendarzy (np. dla pokazu mody włoskiej firmy Patrizia Pepe), kontynuuje ambitny projekt wiążący się z wizerunkami wyjątkowych postaci Poznania oraz planuje serię pozycji zawierających jego niebanalne fotogramy.
Do tych ostatnich należy prawie skończony, niezwykły album zatytułowany „Notebook”. Zawiera on kilkadziesiąt podwójnych, zestawionych z rozmysłem, wysoce artystycznych fotografii. Jedne stanowią rodzaj prostych wizualnych znaków, należą do nich np. baletnice i sportsmenki ukazane na białym tle; to figury ciała, mogące budzić wrażenia emocjonalne i estetyczne. Inne „duety”, wydające się zbitką emocji, oddziałują na zasadzie kontrastu. Odmienne, dopełniają się, pozwalając snuć rozważania, na przykład o pięknie szeroko rozumianej miłości. Do najbardziej rozbudowanych należą wywiedzione z ducha mody sceny w morskim pejzażu, przedstawiające zabawne żywe statuy.
Mańkowski nie tytułuje prac, co oczywiście nie ułatwia ich odbioru. Artysta podając, jak mówi, otwartą informację, chce, aby widzowie samodzielnie poruszali się po zaproponowanej płaszczyźnie.
Odbiorca może zatem interpretować dokonania autora posiłkując się wiedzą o świecie, nawykami percepcyjnymi i znaną sobie konwencją fotograficzną. W pewnych wypadkach zdaje się na odbiór czysto wrażeniowy, a w innych może nadawać sens znakom ikonicznym lub ich zestawom, rozwijając je nawet narracyjnie.
Jakkolwiek by „czytać” fotogramy poznańskiego artysty, warto wiedzieć, że wkomponowane w realizacje użytkowe (np. w kalendarze) spełniają funkcję utylitarną, ale zarazem są na tyle autonomiczne, iż można traktować je jak dzieła sztuki czystej.